35 rocznica śmierci Edwarda Stachury

AVT_Edward-Stachura_3424Urodziłem się 18 VIII 1937 r. w Pont-de-Cheruy (dep. Isere) we Francji. Dzieciństwo miałem spokojne i piękne. Kiedy miałem 7 lat, śniło mi się, że posiadam zdolność lotu. W tym czasie zacząłem uczęszczać do francuskiej szkoły elementarnej i sny zaczęły się zmieniać jak nowe obrazy w fotoplastykonie.


Zapraszamy do oglądania programu o Edwardzie Stachurze, który zostanie wyemitowany we czwartek (24 lipca) o godzinie 14.30 (powtórka o 23:10) w telewizjach regionalnych TVP.


Drugą wojnę światową pamiętam tylko ze smaku czekolady, którą obdarowywali nas Amerykanie. Pamiętam jeszcze pająka na suficie naszej piwnicy, w której musieliśmy się ukrywać przez dwa tygodnie.

Kiedy miałem 11 lat, rodzice doszli do wniosku, że należy opuścić słodką Francję i powrócić do jeszcze słodszej Polski. Nie rozumiałem jeszcze wtedy słowa: nostalgia. Teraz dopiero rozumiem, ileż smutku się w nim zawiera. Z opowiadań i książek słyszałem dużo o wilkach grasujących w Polsce. Nie widziałem nigdzie wilków, ale nie mogłem się spodziewać, że tak małe będzie moje rozczarowanie.

Osiedliliśmy się w ponurym miasteczku, w Aleksandrowie Kuj. Było to kiedyś graniczne miasteczko i słynęło szeroko z przemytu. Tutaj skończyłem szkołę podstawową. Ponieważ wykazywałem wysokie zdolności, oddano mnie do gimnazjum w Ciechocinku, żeby zrobić ze mnie „inżyniera” lub „doktora”. Po trzech latach przeniosłem się do liceum ogólnokształcącego w Gdyni, które ukończyłem i gdzie do tej pory otoczony jestem legendą, jak wyczytałem w tamtejszej szkolnej gazetce. Jeden rok, tzn. 1956, włóczyłem się po Polsce napotykając wszędzie ślady wilków, a nigdy ich samych. Potem zacząłem studiować filologię francuską na KUL-u, gdzie doskonała dobroć kilku osób wzruszyła mnie do głębi. Studia przerwałem przede wszystkim z własnej winy, a może z winy wierności tradycjom moich wielkich „ancetres”.

Powyższy tekst pochodzi (jak podaje przypis w piątym tomie Poezji i prozy pod red. Krzysztofa Rutkowskiego) z życiorysu Edwarda Stachury, złożonego przez niego w sekretariacie KUL-u. Nie ma chyba sensu przedstawiać tu szczegółowej biografii tego człowieka. Pragnę tylko pokrótce opisać jego niezwykle barwną historię.

Stachura całe swoje życie poświęcił pisaniu. I wszystkie jego podróże (po Polsce, do Norwegii, na Węgry, do Meksyku) zostały przez niego opisane. Według krytyka literackiego, Henryka Berezy, Stachura pisze całym sobą, wszystko w nim jest podporządkowane pisaniu, poza pisaniem Stachura w ogóle nie istnieje. Tylko na pozór studiował na dwóch (czy nawet trzech) uniwersytetach. Tylko na pozór wie cokolwiek o czymkolwiek, co nie jest jego pisaniem i jego pisarską wiedzą. Stachura żyje, gdy pisze, a poza tym nie żyje wcale. (…) Proces twórczy w szerokim rozumieniu jest u niego jedyną formą kontaktu ze światem.

Jeżeli wierzyć (a czemu nie?) temu, co opisuje w swoich książkach Edward Stachura, osiągnął on, choć na krótko, najwyższy poziom szczęśliwości. Przedtem zerwał kontakty ze swoją rodziną i najbliższymi motywując to tym, ze od tej pory chce ich traktować wyłącznie jako bliźnich, na równi z innymi (a raczej innych na równi z nimi). Swoją stopniową przemianę opisał w brulionach opatrzonych tytułem: Miłość czyli życie, śmierć i zmartwychwstanie MICHAŁA KĄTNEGO zaśpiewana, wypłakana i w niebo wzięta przez edwarda stachurę. Pisarz stopniowo przestawał pisać o sobie jako o Edwardzie Stachurze, przekształcając się w późniejszego bohatera Się, Michała Kątnego. Wraz z początkiem Fabula rasa, zmienił się w człowieka-nikt. Teksty Fabula rasa i Oto opisują tę postać na tyle dokładnie, by czytelnik mógł wczuć się w nią i przyjąć proponowaną przez autora postawę filozoficzną.

28. maja 1979 roku Stachura (już znowu jako Stachura) w dzienniku Pogodzić się ze światem wspomina: Dwa lata temu, na początku 77 staciłem bezboleśnie Wszystko. Wkrótce potem otrzymałem nowe Wszystko. Byłem na wielkiej górze. Trwało to ponad dwa lata. (…) W końcu marca i w pierwszych dniach kwietnia [1979] zaczęły dziać się ze mną niesamowite rzeczy. W trakcie tego najechał na mnie pociąg, czy sama lokomotywa, nie wiem tego dotąd. (…) Znowu utraciłem wszystko, ale tym razem nieopisanie boleśnie. I tak trwa od prawie dwóch miesięcy. Jestem jakby pozbawiony zmysłów. Uczę się smakować to, co widzę, słyszę, dotykam, to co jem., to, co tu teraz piszę. Podczas wypadku z elektrowozem stracił Stachura cztery palce prawej dłoni. Wówczas dopiero docenił pomoc innych ludzi, której jako człowiek-nikt nie potrzebował, co więcej, pisał, że człowiek gdyby choć raz w życiu na przeciąg nieskończonego ułamka sekundy nie potrzebował pomocy i uświadomił to sobie w pełni, i był stanem-niepotrzebującym-pomocy, nigdy więcej pomocy by nie potrzebował i rozumiałby, czym jest prawdziwa pomoc.

Człowiek-nikt oczywiście nie potrzebował pomocy i „wiedział”, że nigdy już jej potrzebować nie będzie. Uważał, że zaczęło się dlań nowe, wieczne życie – narodził się ponownie wraz ze śmiercią człowieka-Ja. Okazało się to niestety tylko „wydawaniem się”. Autorytet człowieka-nikt został podważony głównie przez jego osąd, że ludzie-Ja nie wiedzą nic, a to co niby wiedzą, zdaje im się tylko (Sokrates). Wszystko wie jedynie człowiek-nikt. Upadek z tej wielkiej góry był bardzo bolesny i zakończył się samobójstwem poety 24. VII 1979 r.

Jeżeli jesteś zainteresowany dokładna biografią Edwarda Stachury, polecam ci książkę Mariana Buchowskiego pt. Edward Stachura – biografia i legenda. Jest niezwykle ciekawie napisana, obfituje w rozliczne epizody z życia poety, wywiady, dokumentacje, a także ustosunkowuje się do legendy, jaką obrosła ta postać.

za: http://stachuriada.pl/biografia.html